Jan Bieniek
(Zabreż)
Biografia
Bieniek Jan

Jan Bieniek - urodził się 31 marca 1927 roku w Zabrzeżu koło Łącka. Miał czworo rodzeństwa. Rodzina żyła z roli i uprawy sadu. Po wybuchu wojny musieli przymusowo oddawać płody rolne takie jak ziemniaki, zborze oraz mleko, a bydło trzeba było kolczykować, odchować i oddać Niemcom. Ojciec Jana został aresztowany przez Wehrmacht i osadzony w więzieniu w Nowym Sączu, przetrzymywano go tam przez kilka miesięcy. Najstarszy z braci pracował na kolei, Jan w 1944 roku został zwerbowany do kopania rowów przeciwczołgowych, skąd zbiegł. Kuzynka Jana, Maria Gałysa wyszła za mąż za Jana Wąchałe o pseudonimie ”Łazik”, który był jednym z pierwszych organizatorów ruchu oporu. Został porucznikiem Wojska Polskiego. Mieszkali w Zabrzeżu. „Łazik” został zabity przez ludzi „Ognia”, Jan był świadkiem przyniesienia jego ciała do domu.
Po zakończeniu wojny Jan ukończył gimnazjum oraz liceum w Nawojowej koło Nowego Sącza na kierunku Rolnik - Hodowca. Po kursie nauczycielskim w Krakowie nakazem pracy skierowano go Zasieków przy granicy z Niemcami. Tam poznał żonę. W 1971 roku wraz z małżonką przeprowadzili się do Oświęcimia, gdzie był dyrektorem szkoły specjalnej oraz przewodnikiem w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Relacja

1 września 1939 roku nie zdarzyło się nic szczególnego, co pozwoliłoby mi zapamiętać ten dzień. Pamiętam natomiast 3 dzień września. To była niedziela. Kiedy wracałem z kościoła, zobaczyłem żołnierzy polskich idących w kierunku Krościenka. Tam były już przygotowywane umocnienia do obrony przeciw Niemcom. Byłem na podwórzu bodajże ze swoim stryjkiem. Usłyszeliśmy huk rozrywających się w powietrzu pocisków i gwizd spadających odłamków. Jeden spadł koło mojej nogi. Był karbowany i ciężki. Ważył około dwudziestu dekagramów. Miałem szczęście, że nie trafił we mnie.
Wkroczenie wojsk niemieckich i ucieczka naszych żołnierzy. Niemcy na terenie wsi rozkładali swoje tabory. - Idę zobaczyć niemieckich samców - powiedział jeden z kolegów. Wrócił z przestrzelonymi nogami. Mama podarła koszulę, żeby zatamować upust krwi.
Szybko pojawiły się bezwzględne rozporządzenia władz okupacyjnych. Trzeba było przekazywać Niemcom świadczenia. Były kontyngenty, czyli przymusowe dostawy. Mleko trzeba było odnosić w kankach do mleczarni. Świnie rejestrowano poprzez kolczykowanie, a następnie przekazywano Niemcom. Rolnik za świadczenia dostawał wódkę i papierosy. Hitlerowcom chodziło o rozpicie Polaków. Myśleli, że jak będą pijani, bezmyślni, to będą pracował.

x

U nas w wiosce nie było masowych aresztowań, obław ani wysiedleń. W Kamienicy, miejscowości odległej od Zabrzeży o jakieś osiem kilometrów stał Wehrmacht. Siedzibę mieli w szkole. Jechali z Kamienicy w stronę Łącka. W tym samym czasie tata wracał z kościoła. Ktoś strzelił w ich kierunku. Niemcy zeskoczyli z wozów i aresztowali każdego, kto był na miejscu. Ojca złapali jako podejrzanego o ewentualny udział w ruchu oporu. Został wywieziony do Nowego Sącza. Wrócił po kilku tygodniach wykończony fizycznie i załamany psychicznie. Starszy brat był skierowany do Baudinstu. Była to grupa młodych chłopców skierowana do pracy na kolei w Nowym Sączu. Pracowali tam przez sześć dni w tygodniu, a w niedzielę przyjeżdżali do domu. Jeśli chodzi o mnie, to dopiero w 1944 roku, kiedy zbliżał się front i Armia czerwona, zabierano nas do kopania rowów przeciwczołgowych. Byłem skoszarowany w Starym Sączu w klasztorze Kingi. Stamtąd byliśmy dowożeni do pracy przy kopaniu rowów. Nie trwało to długo. Zbliżała się jesień i wyzwolenie.

x

- Mówiło się o dywersji i partyzantce, ale nigdy głośno. W naszym rodzinnym domu odbywały się wieczorami spotkania. Przychodzili różni ludzie. Nie wiedziałem, po co. Pierwszy raz spotkałem partyzanta w maju 1943 roku. Wracałem z kościoła. Była niedziela. Ładny dzień. Szedłem z kilkoma kolegami przez wieś Zabrzeż. W pewnej chwili pojawił się za nami sołtys na rowerze. Kiedy był na zakręcie ze stodoły stojącej obok drogi wybiegł żołnierz w hełmie, z karabinem w ręku i z opaską biało-czerwoną na ręce. Zatrzymał sołtysa, a po chwili podniósł karabin i strzelił do niego. Sołtys upadł. Żołnierz pobiegł w kierunku drogi. Uciekaliśmy, gdzie się tylko dało, bo niecałe trzy kilometry od miejsca zdarzenia byli Niemcy.
- Z tego, co wiem, sołtys był posądzony o współpracę z Niemcami. Uczestniczył w organizowaniu wywózki ludzi do Niemiec. Gdy ktoś nie chciał wyjechać dobrowolnie, przychodził z Niemcami do danego domu i pomagał w aresztowaniu. Podobno dostawał ostrzeżenia, ale nie reagował. Na ile był winien? Trudno mi powiedzieć.

x

Kiedy zbliżał się front, widać było pewne rozluźnienie, spadek dyscypliny i pewności wśród Niemców. Nas przy kopaniu rowów nadzorowali Ukraińcy. Słychać było samoloty, a w późniejszym czasie oddźwięk artylerii. Niewątpliwie zbliżała się klęska Niemiec. Kiedy pouciekaliśmy od tego kopania rowów, nikt nas nie ścigał..
Przyszła zima. Rok 1944. Natężenie przejazdu wojsk niemieckich w jedną i drugą stronę. Chyba przed Bożym Narodzeniem nasze wojsko zaczęło się zbliżać. Partyzanci wysadzili most na rzece w Kamienicy. Niemcy nie mogli uciekać. Spalili tzw. Boczów, część wioski Zabrzeż, bo znowu ktoś do nich strzelał. W końcu wycofali się w kierunku Nowego Sącza. W Nowym Sączu partyzanci wysadzili zamek, w którym był skład amunicji. Któregoś dnia po prostu przyszli żołnierze sowieccy. W naszej wsi żadnych walk nie było, tylko radość z wolności. Koniec z rozstrzeliwaniem i łapankami.

Galeria

Jan Bieniek wspomnienie o Janie Wąchale ps Łazik
Jan Bieniek - pierwszy kontakt z antyniemiecką partyzantką
Jan Bieniek - kontrybucje na rzecz Niemców
Jan Bieniek - wybuch wojny
Fundusz Inicjatyw Obywatelskich
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Wtórna publikacja lub rozpowszechnianie treści publikowanych przez Stowarzyszenie
bez uprzedniej pisemnej zgody Zarządu Stowarzyszenia zabronione.
Auschwitz Memento
Narodowe Archiwum Cyfrowe Muzeum Tatrzańskie Miasto Nowy Targ Miasto Zakopane Powiat Tatrzański Powiat Nowotarski